Pan Kucharz

Odkąd pamiętam lubię gotować. I Duży Lulek wyssał to chyba razem z moim mlekiem. Do pierwszego jego gotowania wykorzystał "garnuszek na klocuszek" (kto wymyśla te nazwy???) i znikopis, który posłużył jako mikser. Tak się wczuwał, że cały się czerwony robił. Dobrze pamiętam, że było to na sylwestra 2008/2009 czyli miał niecałe dwa lata.

Potem odkrył kuchnię i wynosi mi co tylko udźwignie. Zna każdy zakamarek, co ma swoje dobre strony, bo jak po przeprowadzce nie pamiętałam gdzie coś schowałam to on zawsze bezbłęnie wskazywał właściwe miejsce.

Obecnie jego "kuchnia" znajduje się za fotelem, który sobie odsunął. Zanosi tam wszystko co może mu się przydać, niczym wiewiórka do swojej dziupli.
Gotuje tam (ostatnio jego specjalnością jest matalon, ryż, duży klops i mafefka) a potem zanosi Mamusi i Tatusiowi do spróbowania. No i oczywiście każe się tytuować "pan kucharz" :)

Do tej pory się z Tatą śmialiśmy ale dzisiaj w nocy zaczęliśmy się bać...
Otóż obudził nas jego płacz. Tata pognał żeby odgonić potwory/dinozaury/wilka ale okazało się, że problem był zupełnie innego rodzaju. Lulek siedział w swoim łóżku i płaczliwym głosem powiedział, że tu ma ogień (zrobił sobie palenisko z poduszki) robi grilla i potrzebuje łyżki bo musi mieszać...o 3 w nocy!!!