W tym roku święta obeszły się ze mna łagodnie. Moja kochana rodzina wszystko przygotowała, ja dostałam tylko jedno zadanie: przygotować sosy. Wybrałam sos tatarski, żurawinowy i polski.
W sobotę mieliśmy gości - dla nich przygotowałam sernik i deser brzoskwiniowy.
Ale żeby równowaga była w przyrodzie Małemu wychodzą dwie dolne dwójki, a Duży też jakiś kryzys przechodzi.
Dzisiaj wyjeżdżamy z domu. Wszyscy już zapakowani w samochodzie, a ten płakać zaczyna, że zgubił swoją muszelkę (?!?!). Wysiadłam więc, obeszłam samochód dokoła, wypięłam go z fotelika, szybko wyskoczył i tryumfalnie podniósł z fotela...kamyczek wielkości ziarenka piasku. No dobra. Zapięłam go, wsiadłam i jedziemy. Za chwilę wrzask, ja panika co się stało, Tata prawie się zatrzymał na srodku drogi a Duży Lulek płacz i krzyk: zawracaj!!!! Pytamy się co się stało a on że zapomniał rowerka... No i pojechaliśmy do Babci na śniadanie z rowerkiem w bagażniku...